niktt niktt
1199
BLOG

Chwała i upadek feldmarszałka

niktt niktt Rozmaitości Obserwuj notkę 6

„Atak na lewym skrzydle Anglików rozwijał się w dalszym ciągu. Mordercza walka trwała półtorej godziny, gdy nagle Napoleon dostrzegł w odległości jeszcze bardzo znacznej, koło Saint-Lambert, niejasne zarysy maszerujących wojsk. Z początku myślał, że to nadciąga Grouchy, do którego jeszcze nocą, a potem w ciągu dnia wysyłał jedną sztafetę za drugą, aby skłonić go do jak najszybszego przybycia.

Lecz to nie był Grouchy, a Blücher, który zdołał wymknąć się ścigającemu go Grouchy'emu i zręcznym manewrem wyprowadzić francuskiego marszałka w pole. Teraz zaś śpieszył na pomoc Wellingtonowi.... (-)

Atak gwardii trwa w dalszym ciągu, gdyż Napoleon jest wciąż pewien, że w ślad za Blücherem przyjdzie Grouchy. Niebawem jednak panika ogarnęła wojska francuskie. Konnica pruska rzuciła się na gwardię, która została teraz wzięta w dwa ognie, sam Blücher resztą swych sił uderzył na farmę Belle Alliance, skąd właśnie z gwardią do boju wyruszył Napoleon. Blücher chciał tym manewrem odciąć mu odwrót. Dochodziła godzina ósma, lecz było jeszcze dość widno. Wtedy Wellington, stojący w ciągu całego dnia pod morderczym ogniem Francuzów, przeszedł do ataku na całej linii. A Grouchy wciąż nie nadchodził. Cesarz do ostatniej chwili oczekiwał go, lecz okazało się, nadaremnie. Wszystko zostało stracone.„ (E.W. Tarle – Napoleon )

 

Wiele razy wyobrażałem sobie tamtą sytuację, kiedy to zrzędliwy Grouchy, ostatni z napoleońskich marszałków, nie podążył śladem uciekającego Blüchera i w ten sposób ostatecznie zgubił francuską armię pod Waterloo.

Czasem, jako młody chłopak, ostrożnie przesuwając rozstawione na podłodze mego pokoju pułki plastikowych żołnierzyków próbowałem odmienić bieg historii. Ach, ten Blücher - cwany, stary Prusak. Albo ten Grouchy - no cóż, napoleoński marszałek, a jednak zachował się jak niedołęga.

Tak jak inni zachodziłem w głowę czy Grouchy zdradził, czy też popełnił fatalny błąd?

Do dzisiaj zadają sobie to pytanie historycy i miłośnicy epoki. Bo w efekcie tego, w istocie przecież niepozornego zdarzenia, skończyła się wspaniała epoka napoleońska którą, kiedy byliśmy młodzi, tak bardzo ukochaliśmy. I jak na złość, ten cholerny Prusak Blücher wyrósł nagle, obok Wellingtona, na pogromcę Napoleona. Strasznie mnie to wkurzało!

***

Król pruski, który doznał od Napoleona tak wielu upokorzeń potraktował chwalebny udział Blüchera w zwycięstwie pod Waterloo terapeutyczne. Odznaczył go więc najwyższym pruskim odznaczeniem wojskowym i podarował mu pałac w Krieblovitz koło Wrocławia. Nakazał też aby pruska propaganda uczyniła zeń wielkiego bohatera wojennego, co udało się bez trudu, bo młode królestwo pruskie takiego bohatera potrzebowało, a i kandydat był odpowiedni.

Sam Gebhard Leberecht von Blücher na bohatera wojennego bowiem nadawał się jak mało kto. Choć zawadiaką był i birbantem, lubiącym uczty i pijatyki, to był też szaleńczo odważny i wiele razy, w wielu bitwach, ranny. Początkowo z wojska wyrzucony za brak dyscypliny i hulaszczy tryb życia, po kilkunastu latach doń powrócił, aby z powodzeniem dowodzić słynnym słupskim Regimentem Czerwonych Huzarów, a później, już w czasach koalicji antynapoleońskich, stanąć na czele wojsk pruskich, chociaż dowodził nie zawsze szczęśliwie.

Został więc Blücher wielkim bohaterem wojennym królestwa Prus!

W podarowanym mu pałacu w Krobielowicach – bo tak obecnie to miejsce się nazywa - Blücher zamieszkał z wielką chęcią. Odwiedzali go tam znakomici goście z samym królem i królewską świtą na czele, zaś Blücher wraz z sąsiadami i zgrzybiałą pruską generalicją często tam biesiadował, wspominając, przy trunkach swoje i kamratów niegdysiejsze przewagi. Tam też umarł, po upadku z konia, kiedy po jednym ze spotkań odprowadzał gości. Stało się to zaledwie w cztery lata po bitwie pod Waterloo.

Pochowano go nieopodal krobielowickiego pałacu, w miejscu, które ponoć sam sobie wybrał, czy też gdzie ów nieszczęsny upadek z konia się wydarzył.

Po latach, na wiadomość o złożeniu ciała Napoleona w sarkofagu w Pałacu Inwalidów uznano, że nie może być tak aby pogromca cesarza leżał w skromnej krypcie, co prawda doskonale zabalsamowany, a pokonany spoczywał we wspaniałym pałacu w Paryżu.

Staraniem więc weteranów wojennych oraz pruskiego państwa zbudowano Blücherowi niewielkie mauzoleum z granitowych głazów i złożono go do wykutej tam krypty. Pogrzeb był niezwykle uroczysty z udziałem króla Prus i królewskiej rodziny, z generalicją i kilkudziesięcioma tysiącami wojsk oraz tysiącami pospolitej gawiedzi. Wszyscy oni pomieścili się na bezkresnych polach nieopodal wioski Krobielowice, która wtedy nazywała się z niemiecka Krieblovitz.

Leżał więc feldmarszałek przez dziesiątki lat nie niepokojony w swym kamiennym mauzoleum w stylu typowo pruskim. Trzymał nad nim straż wykuty w granicie ponad wejściem lew, a tuż obok, w małym domku pilnował go strażnik opłacony przez państwo pruskie. Za mauzoleum zaś, w kamiennym też grobowcu, złożono córkę feldmarszałka, piękną dziewczynę o włosach w kolorze rudozłotym.

Co jakiś czas zjawiali się tu pruscy, a potem niemieccy dygnitarze by oddać hołd wielkiemu dowódcy. Uroczystości były krótkie, rzec można syntetyczne, aby feldmarszałkowi nie zakłócać wiecznego spoczynku.

***

Był mglisty poranek. Rosa jeszcze szkliła się na wątłych źdźbłach trawy, a drobne polne kwiaty łapczywie chwytały rześkie, poranne powietrze.Zatrzymaliśmy samochód przed ponurą bramą prowadzącą do niegdysiejszej posiadłości Blüchera ofiarowanej mu przez pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III. Ta, w połowie kamienna, a w połowie drewniana brama miała w sobie coś na wskroś germańskiego.

Już od pierwszego spojrzenia w jej czeluść poczułem, że wkraczam w obcy mi świat. Chociaż w oddali dostojną elegancją lśnił piękny pałac, będący kiedyś klasztorem, to ponura brama nie pozostawiała złudzeń! Nie łudźmy się zatem pastelowym blaskiem murów pałacu oraz upojną prostotą jego krużganków. Niech nas nie zwiedzie sielski nastrój stawu i delikatny szmer strumienia. Jesteśmy u feldmarszałka Blüchera, co to krwawo przechylił drżącą jeszcze wtedy szalę zwycięstwa w bitwie pod Waterloo. Ponura brama wjazdowa mówi jasno – porzućmy złudzenia. Tutaj wciąż panuje duch tamtego Prusaka!

Siadamy w hotelowej kawiarni z widokiem na pałacowy dziedziniec. Jest pusto. Jesteśmy sami. Przed kilku laty pałac kupił jakiś daleki, nowozelandzki kuzyn Blüchera i prowadzi tutaj hotel. Na ścianach wiszą nieliczne pamiątki po feldmarszałku o wątpliwej autentyczności poprzeplatane egzotycznymi fotosami z antypodów. Cisza. Kelner nieomal bezszelestnie parzy w ekspresie kawę. Tyka zegar. Płynie czas. Obrus jest śnieżno biały.

***

Mauzoleum od krobielowickiego pałacu dzieli tylko rzut kamieniem. Obok polany, na której wzniesiono tę granitową budowlę przebiega teraz dość ruchliwa szosa. Szum i łoskot rozpędzonych maszyn zakłócałby niewątpliwie spokój feldmarszałkowi. Zakłócałby mu należny zmarłym spokój, gdyby feldmarszałek tu spoczywał. Ale feldmarszałka tutaj nie ma. Krypta jest pusta. Kamienną lwią łapę z rzeźby nad wejściem naderwano, a wieko krypty odsunięto. W krypcie nie ma Blüchera.

Z tyłu, za mauzoleum można za to znaleźć kilka potłuczonych butelek i pustych puszek po piwie. Cisza. Co jakiś czas rozbrzmiewa klakson przejeżdżającego tira. Stare dęby przez te wszystkie lata rozrosły się w potężne drzewa. Delikatnie szumią tak samo jak drżąca obok szosa.

***

Gdzie zatem jest feldmarszałek? Niektórzy opowiadali, że w pamiętnym roku 1945 biesiadujący obok mauzoleum sowieccy żołnierze, w chwili zwykłego dla nich zamroczenia alkoholem i w ramach właściwej im rozrywki, dla zabawy i uciechy wydobyli zabalsamowanego feldmarszałka z krypty, rozbijając wcześniej granitowe wieko, uwiązali za nogę do motocykla i jeździli z nim tak długo, póki kompletnie się nie rozsypał. Ponoć potem, po kilku dniach, rozwleczone feldmarszałkowe kości pozbierał jakiś litościwy ksiądz i złożył w trumnie w pobliskim kościele. Ale w której trumnie je złożył – tego dzisiaj nikt już nie wie.

Inni znowuż twierdzą, że co prawda Blüchera rzeczywiście sowieci z krypty wydobyli, lecz nie ciągali go wcale barbarzyńsko za motocyklem, lecz w cywilizowany sposób wyrzucili po prostu na drogę, a tam w pył rozjechały go już sowieckie czołgi.

Niedawno zaś w internecie ujrzałem wpis, którego autor twierdził jakoby zaraz po wojnie chłopcy z bliskich Krobielowicom wsi ciągali po polach za złotorude włosy wydobytą z grobu Blücherównę.

Wojna bowiem obdarza zwyciezców nie tylko chwałą, lecz także dzikością serca i obojętnością.

 

Zobacz galerię zdjęć:

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości